sobota, 5 stycznia 2013

Rozdział 9


-Bethany – odpowiedziałam z lekkim uśmiechem na twarzy i uścisnęłam rękę chłopaka.
-Śliczne imię. – Powiedział w moim kierunku, a mi przed oczami mimowolnie stanął pierwszy dzień pobytu w Southwood. Robyn była pierwszą pacjentką, którą tam poznałam. Nasza znajomość urwała się dwa miesiące później, kiedy dziewczyna została przeniesiona do szpitala w Arizonie ze względu na przeprowadzkę jej rodziców. Nie wiem, czy wyzdrowiała, czy dalej choruje, ale czasami zdarzało mi się o niej myśleć, w końcu to ona przełamała barierę, którą od lat się otaczałam i jako pierwsza do mnie zagadała.
-Dzięki. – Mruknęłam pod nosem. Trudno było mi rozmawiać z kimś, wiedząc, że ta osoba nie ma tak naprawdę pojęcia o moim prawdziwym obliczu. Jednak sprawiało to również, że czułam się całkowicie normalna. Podczas tej krótkiej rozmowy zorientowałam się, że słowo „psychicznie chora” nie zostało mi wytatuowane na czole i tak naprawdę tylko rany na moich rękach to zdradzały, a przecież nie każdy musiał o nich wiedzieć.
-Jeśli chcesz, to możesz przyjść w czwartek na walkę w klubie dwie ulice stąd. – Brunet przerwał ciszę posyłając mi wymowne spojrzenie, dzięki czemu mogłam się domyślić, że bardzo by chciał, abym się tam zjawiła.
-W czwartek raczej nie dam rady – zawiesiłam głos – sprawy rodzinne, rozumiesz. – Zaśmiałam się nieco niepewnie. Nie chciałam kłamać, ale nie mogłam też powiedzieć, że nie przepustki z Southwood, od razu wziąłby mnie za wariatkę i odszedł bez słowa. Byłam tego pewna.
-Oh, no tak. – Westchnął lekko zawiedziony. – To może dasz mi swój numer?
Zamarłam. Czy on przypadkiem nie zachowywał się jak ci wszyscy chłopcy w filmach? Jednak nie w tym był problem, ale w samym fakcie numeru telefonu. W normalnych okolicznościach moja twarz zrobiłaby się pewnie czerwona, ponieważ jakiś starszy chłopak próbuje mnie poderwać, a nie, tak jak wtedy, ze względu na to, że nie posiadałam czegoś takiego jak komórka. Przez cztery lata kontaktowałam się tylko za pomocą telefonu stacjonarnego zamontowanego na korytarzu.
-Przykro mi, ale nie mogę. – Wydukałam. Twarz Justina automatycznie przybrała nieco mniej wesoły wyraz twarzy. – Muszę już iść, na razie. – Dodałam po chwili widząc Kate wychodzącą z klubu. Odwróciłam się szybko na pięcie i odeszłam od chłopaka. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. Kręciło mi się lekko w głowie, a uczucie, które przepełniało mnie całą było nie do opisania. Miałam lekkie poczucie winy, które nie dawało mi spokoju przez cały następny dzień. Mimo, że rozmawiałam z Justinem przez zaledwie kilka minut, wydawał się być miły i zapewne, gdybym była przeciętną nastolatką, już wyobrażałabym sobie scenariusze naszej wspólnej przyszłości jako pary. Ale nie mogłam się oszukiwać. Nie myślałam o tym, co by było gdybym dalej próbowała podtrzymać rozmowę, ale jednak trochę tego żałowałam. Dlatego w końcu postanowiłam po prostu zapomnieć. Była to tylko chwilowa odskocznia od moich „normalnych” problemów z którymi borykałam się na co dzień.

~*~

W nocy z poniedziałku na wtorek moja głowa była przepełniona myślami o wszystkim i jednocześnie o niczym. Nie umiałam się skupić na żadnej konkretnej rzeczy, która pomogłoby mi zasnąć. Kiedy już miałam wrażenie, że w końcu udało mi się opanować to nadzwyczaj dziwne uczucie, Głos zaczynał szaleć.
„Jesteś nic nie wartą suką!” Krzyczał, a ja tylko coraz to mocniej zaciskałam dłonie za swoich ramionach. „Nikt cię nie kocha, nikt! Wstań i się zabij! Wstań!” Ostatnie słowo huczało w głowie przez kilka najbliższych sekund.
„Nie musisz już tego więcej ciągnąć” powiedział Głos nieco spokojniejszym tonem. „Po prostu wstań, idź do łazienki i zrób to. Zrób to i nie będę chciał tego już nigdy więcej.” Mówił do mnie, jakbym była małym zwierzątkiem, albo dzieckiem z przedszkola. Wiedziałam, że Głos jest częścią mnie, a według psychologów, to ja sama byłam Głosem, ale to wszystko było tak realistyczne, że nie umiałam się od tego opędzić.
-Zostaw mnie w spokoju. – Warknęłam pod nosem. Zawsze starałam się zagłuszyć Głos swoimi własnymi słowami, znikał wtedy tylko na chwilę, ale i tak przynosiło to dużą ulgę.
„Obiecuję, to już ostatni raz…”
-Zostaw mnie w spokoju. – Powtórzyłam. Czułam, jak moje serce z sekundy na sekundę zaczyna mocniej być, w związku z czym mój oddech stał się szybki oraz bardzo nierówny.
„Głupia suka!” Wrzasnął Głos, a ja szeroko  otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji siedzącej. Przez około minutę piszczało mi w uszach, a Głos szeptał coś cicho w mojej głowie. Wstałam z łóżka i wyszłam na korytarz, nie wiem, która była wtedy godzina, ale zapewne wszyscy już spali.
Spojrzałam w lewo i dostrzegłam dyżurującą pielęgniarkę, która już szła w moją stronę.
-Niech mi pani pomoże – wydusiłam z siebie, kiedy kobieta była bardzo blisko mnie. – Błagam, niech mi pani pomoże. – Po tych słowach zaniosłam się płaczem i powoli osunęłam się na ziemię. Reszta wydarzeń zamazała się mi się przed oczami i następną rzeczą, jaką pamiętam z tamtej nocy, jest fakt, że po raz pierwszy lekarze postanowili podać mi leki na schizofrenię. Podali mi również tabletki nasenne, przez co udało mi się w końcu na trochę zrelaksować. Obudziłam się około dwunastej w południe, a przy moim łóżku siedziała zapłakana Kat. Kiedy zorientowała się, że już nie śpię, odezwała się cicho:
-Już nie wiem, jak mogę ci pomóc. – Chwyciła mnie lekko za rękę. Wiele razy widziałam ją w podobnym stanie, jednak wtedy w jej spojrzeniu było coś, czego wcześniej nie udało mi się dostrzec. Było to nie tylko załamanie, ale całkowita rezygnacja, jakby jej wzrok mówił mi, że po prostu się poddała, że nie widzi już w tym wszystkim jakiegokolwiek sensu. – Ale mimo wszystko – dodała po chwili – cieszę się, że poprosiłaś o pomoc. – Westchnęła i uśmiechnęła się nikle.
Można powiedzieć, że poczułam się w tamtej chwili dumna z samej siebie. Jeszcze kilka miesięcy temu, w chwili załamania, zaczęłabym się okaleczać, aby uciszyć Głos. Yasmin na terapii stwierdziła, że jest to faza walki ze swoimi przyzwyczajeniami, samookaleczanie stało się nie tyle drogą do zatuszowania bólu psychicznego, ale także czymś podobnym do problemów anorektyczek, a mianowicie uzależnieniem. One chorobliwie głodziły się, wykonywały ćwiczenia, aby spalić resztki tłuszczu, tak bardzo się w to wkręcały, że nie umiały przestać. Cięcie się również stało się moją rutyną, ból fizyczny sprawiał mi przyjemność, a Głos wtedy opuszczał moją głowę, lub stawał się moim sojusznikiem. Mimo, że rany niemiłosiernie piekły, a szwy, które często miałam zakładanie, swędziały mnie tak mocno, że je rozdrapywałam, to miałam z tego satysfakcję. Dopiero po pewnym czasie zorientowałam się, że na tym właśnie polega mój problem. Samookaleczanie nie było dla mnie czymś, co miało mnie zaprowadzić do śmierci, ponieważ już dawno straciłam nadzieję na to, że odważę się wywołać swój własny koniec. Dalej tkwiłam w błędnym kole i miałam wrażenie, że nic nie jest w stanie mnie z niego wyswobodzić.
Tabletki, rozmowy z psychologami, czy wyjścia z Kate, tylko na chwilę sprawiały, że czułam się dobrze, ale mieć dobre samopoczucie to nie znaczy być szczęśliwym i chociaż czasami wydawało mi się, że już wszystko jest w porządku, to Głos powracał, budziłam się w środku nocy zalana łzami, awanturowałam się z pielęgniarkami. Po tym wszystkim „bycie szczęśliwą” nie wchodziło w grę.

~*~

23 dzień października 2008r.
Otworzyłam drzwi i wyszłam na korytarz, ciągnąc za sobą wypełnioną po brzegi walizkę na kółkach. Kiedy weszłam do recepcji, Kat już na mnie czekała. Uśmiechnęłam się tylko lekko w stronę Effey siedzącej na krześle przy dużym, szklanym blacie i wraz z Kathryn opuściłam budynek Southwood. Nie, nie wypisano mnie, ale w związku z tym, że zakończyłam kolejną serię terapii i mój stan był wyjątkowo dobry oraz nie sprawiałam większych problemów, dostałam przepustkę na cały tydzień. Nie planowałam spędzić tego czasu w bardzo specjalny sposób, tak, jak zawsze robiła to Kate. Ojciec zabrał ją raz ze sobą na Hawaje, a potem do Japonii, co wspominała przez następne kilka miesięcy. Ja nie miałam takich możliwości, chociaż Kat obiecała mi, że kiedyś zabierze mnie na wymarzone wakacje nad oceanem, jednak w tamtym tygodniu pracowała, a, że były to dopiero jej początki jako instruktorki fitness, nie mogła zawieść swojego pracodawcy. Ja, w związku z tym, że ominie mnie tydzień nauki, zabrałam ze sobą książki i miałam przerobić materiał wskazany wcześniej przez Carmen, moją nauczycielkę. Chociaż dla wszystkich innych nastolatków tydzień spędzony w domu z książkami wydawałby się nadzwyczaj nudny, dla mnie było to coś innego, na swój sposób wyjątkowego.
Dużo rozmawiałam z Yasmin, która stwierdziła, że powinnam rozejrzeć się po okolicy i wyjść na zewnątrz, aby poznać kogoś w moim wieku. Odpowiedziałam jej wtedy, że oczywiście tak zrobię, jednak nie byłam co do tego przekonana. Nawet, jeśli faktycznie spotkałabym tam jakiegoś nastolatka, to po pierwsze zapewne wszyscy tam się już znali i będą zajmować się własnymi przyjaciółmi, a nie jakąś nową czternastolatką; po drugie byłam zbyt nieśmiała, aby zagadać do kogokolwiek z zewnątrz. Nie miałam problemu z zawieraniem znajomości z osobami w Southwood, ponieważ wiedziałam, że nie wezmą mnie za wariatkę, w końcu sami z jakiegoś powodu tam trafili i zapewne większość z nich też uważała się za odmieńców, jednak kiedy chodziło o kogoś, kto jest całkowicie normalnym nastolatkiem, to po prostu paraliżował mnie strach.

~*~

-To jak, wychodzisz gdzieś dzisiaj? – Zapytała Kat wchodząc do mojego pokoju, podczas, gdy ja leżałam na łóżku i czytałam jedną z książek, które poleciła mi Kate. Dochodziła już siedemnasta, za godzinę moja ciocia była umówiona ze znajomymi, a ja obiecałam Yasmin, że nie spędzę tego wieczoru w domu.
-Jeszcze się zastanowię, mam dużo nauki. – Uśmiechnęłam się niepewnie widząc jej minę, która wyrażała lekkie rozczarowanie. – Może kiedy indziej. – Dodałam, aby Kat przestała się dąsać.
-Zrób jak będziesz chciała – brunetka wzruszyła ramionami – ale jakby co, zapasowe klucze są w kuchni. – Kiedy już miała wychodzić, odwróciła się i spojrzała na mnie wymownym wzrokiem. – Wyjdź przynajmniej na chwilę, niedaleko stąd jest kawiarnia, w której mają naprawdę dobre ciasta i gorącą czekoladę, dobrze ci zrobi jakieś przyzwoite jedzenie. – Zaśmiała się. Doskonale wiedziała, że jedzenie szpitalne zbrzydło mi już tak bardzo, że często prosiłam ją o to, żeby przywoziła mi coś, co ugotowała w domu, albo przynajmniej mrożoną pizzę do odgrzania, czy jeden z zestawów z McDonald’s.
Przez następną godzinę próbowałam wbić sobie do głowy regułki, które musiałam umieć na fizykę. Wbrew pozorom szkoła w Southwood nie była taka prosta. Uczęszczaliśmy na takie same zajęcia, jak osoby w zwykłych placówkach szkoleniowych w kraju, tyle, że nasza klasa liczyła pięć osób i mieliśmy tylko dwie sale lekcyjne oraz zaledwie trzech nauczycieli. Jednym z plusów takiej nauki był fakt, że czasami byliśmy zwalniani z lekcji z powodu terapii, za to dużym minusem było to, że nie mogliśmy tłumaczyć się, czemu nie mamy zadania, nie udawało nam się przekonać nauczyciela, że sprawdzian zapowiedział na inny dzień, lub trudno było uniknąć odpowiedzi ustnej. Jednak, kiedy przypominałam sobie czasy, gdy jeszcze uczęszczałam do szkoły w Reading i wyzwiska uczniów, które były rzucane w moją stronę, wszystkie te minusy znikały i byłam wdzięczna, że nie muszę znowu przez to przechodzić.
Podniosłam się leniwie z łóżka i wyjrzałam przez okno. Pogoda, jak na październik nie była najgorsza, temperatura była wysoka, a słońce odbijało się od szyb samochodu naszych sąsiadów. Uśmiechnęłam się lekko pod nosem i westchnęłam cicho. Jeszcze rok temu, gdym została sama w całkowicie pustym domu, zapewne odebrałam sobie życie, a wtedy, pod koniec 2008 roku, czułam coś zupełnie innego. Nie była to jeszcze chęć do życia, nie było to jeszcze szczęście, ale było to coś, muszę przyznać, nowego, przyjemnego. Czułam się po prostu dobrze, byłam zrelaksowana i miałam świadomość wolności. Pierwszy raz od czterech lat nie byłam ograniczona przez kraty w oknach, lekarzy, lub nawet przez Kat. Mogłam wstać i zeskoczyć z balkonu, mogłam iść do łazienki i zrobić sobie krzywdę, ale mogłam również pooglądać telewizję, przeczytać książkę lub czasopismo, potańczyć przed lustrem do mojej ulubionej piosenki. Mogłam zrobić niemalże wszystko. Możliwe, że właśnie takie myślenie sprawiło, że wyszłam z pokoju, zarzuciłam na siebie kurtkę, a na nogi wsunęłam trampki i opuściłam dom zamykając za sobą drzwi na klucz. Przeszłam przez ogródek, który w zeszłym tygodniu pielęgnowałam z Kate, a następnie weszłam na chodnik. Zatrzasnęłam za sobą furtkę i skierowałam się w prawą stronę wsadzając ręce do kieszeni mojej starej, ciemnopomarańczowej kurtki. Szłam przed siebie przez około pięć minut, kiedy zauważyłam kawiarnię, o której mówiła mi Kat. Weszłam do środka i automatycznie uśmiechnęłam się czując zapach świeżego ciasta oraz czekolady. Usiadłam przy jednym ze stolików i zamówiłam białą kawę, którą kiedyś wspólnie z Joan piłyśmy w jej domu mimo sprzeciwu rodziców, którzy uważali, że jesteśmy za młode, aby „zatruwać sobie organizm kofeiną”. Kiedy do końca opróżniłam filiżankę i zapłaciłam kelnerce wyszłam z kawiarni rozglądając się dookoła. Nie czułam potrzeby wracania do domu, wręcz przeciwnie, czułam, że nie chcę tam jeszcze wracać. Chodzenie po okolicy sprawiało mi dużą przyjemność, mijałam całkowicie nieznane mi osoby - niektórzy uśmiechali się lekko w moją stronę, inni po prostu przechodzili, jakby mnie nie zauważali. Wszystko to sprawiło, że znów na chwilę poczułam się zupełnie normalna, jakby moje wszystkie problemy zostały w Southwood.
Kiedy w oddali zobaczyłam boisko i szkołę, przeszedł mnie lekki dreszcz. Dostrzegłam również grupkę nastolatków grających w koszykówkę, co sprawiło, że poczułam się jeszcze bardziej nieswojo. Pamiętałam, co obiecałam Yasmin - będę próbowała zawrzeć z kimś znajomość.
„I po co to obiecywałaś, głupia krowo? I tak nikt nie będzie chciał z tobą gadać. Jesteś ohydna.”
Dobra, zamknij się już – powiedziałam w myślach i całkowicie przełamując wszystkie bariery, które stworzyłam wewnątrz siebie, ruszyłam do przodu w stronę boiska. Szłam dosyć szybkim tempem, ale gdy już zbliżałam się do celu, nieco zwolniłam. Jeden z chłopaków stojących przy koszu wydawał mi się znajomy i dopiero po chwili zorientowałam się, że jest to Justin, nastoletni bokser, którego poznałam w wakacje. Obok niego stało jeszcze trzech chłopaków i jedna dziewczyna. Cała piątka śmiała się i co jakiś czas któreś z nich rzucało piłką w stronę kosza.
Moje serce biło tak szybko, że miałam wrażenie, iż zaraz rozerwie mnie od środka, a kiedy już miałam się odwrócić i po prostu odejść, Justin spojrzał w moją stronę. Na początku patrzył się na mnie przez chwilę, a kiedy w końcu mnie rozpoznał, uśmiechnął się szeroko. Odwzajemniłam uśmiech i podeszłam bliżej nastolatków, starając się sprawić wrażenie całkowicie niewzruszonej.
-Hej. – Odezwałam się niepewnie.
-Nie wiedziałem, że tutaj mieszkasz. – Justin podał piłkę jednemu ze swoich znajomych i stanął naprzeciwko mnie.
-Ja za to nie sądziłam, że mnie rozpoznasz. – Wzruszyłam ramionami i zaśmiałam się cicho.
-Aż takiej złej pamięci nie mam – zaczął mówić brunet, ale jeden z chłopaków przerwał mu.
-Kolejna dziewczyna? No daj spokój! – Zaśmiał się dobrze zbudowany blondyn, a Justin skarcił go spojrzeniem. – Tak tylko mówię! – Chłopakowi nie schodził uśmiech z twarzy, co najwyraźniej jeszcze bardziej rozzłościło Justina.
-Przedstawiłbyś nas przynajmniej. – Powiedziała czarnoskóra dziewczyna opierająca się ręką o siatkę ogradzającą boisko. Włosy miała związane w kucyk i patrzyła się na mnie z lekkim uśmiechem na twarzy, co sprawiło, że ja również się uśmiechnęłam.
-Bethany. – Przedstawiłam się.
-Luke, Brian, Mike – przerwał na chwilę Justin – i Lessie – po ostatnim słowie bruneta czwórka chłopaków wybuchła śmiechem, na co dziewczyna przewróciła teatralnie oczami.
-Jestem Leslie. – Czarnoskóra poprawiła chłopaka i westchnęła z rezygnacją. – Ale on tego nigdy nie zapamięta – tym razem zwróciła się do mnie.
-To wcale nie jest tak, że ja nie pamiętam – zaczął mówić Justin z uśmiechem na twarzy – ja po prostu…
-Lubisz mnie wkurzać – przerwała mu Leslie. – To już wszyscy wiedzą. – Warknęła i podeszła do mnie. – Jesteś tutaj nowa? – Zapytała.
-Mieszkam w innej części miasta. – Odpowiedziałam szybko. – Moja ciocia wynajmuje tutaj dom, czasami wpadam ją odwiedzić.
-Do jakiej szkoły chodzisz? – Zapytał jeden z chłopaków stojących za Leslie, którego Justin przedstawił mi jako Luke’a.
-Mount Lebanon. – Odpowiedziałam szybko, ponieważ wiedziałam, że jest to szkoła średnia najbardziej oddalona od dzielnicy, w której mieszka Kat.
-Ostro – rzuciła Leslie kiwając głową z uznaniem. – Ja bym szybko wyleciała.
-Nie ma aż tak źle. – Uśmiechnęłam się i wzruszyłam ramionami. Czułam się fatalnie, nigdy wcześniej nie okłamywałam nikogo w żywe oczy. Nawet, jeśli nie mówiłam prawdy lekarzom, oni byli w stanie wyczuć, czy jestem szczera czy nie, a wtedy, na boisku, nikt nie próbował się nad tym zastanawiać. W końcu jaki sens miałoby kłamanie, do której szkoły chodzę?
-Chyba będę się już zbierać. – Powiedziałam, a na moje słowa Leslie nieco zrzedła mina.
-Daj spokój, jest jeszcze jasno. Do tego widzę, że w twoim towarzystwie ci idioci nie rzucają żadnych zbędnych komentarzy na jakikolwiek temat. – Wskazała rękę na czwórkę chłopaków. Najwyższy z nich, Mike, zaśmiał się donośnie.
-Trzeba się dobrze zaprezentować, co? – Odezwał się i szturchnął w ramię Justina, który tylko lekko się zachwiał i uśmiechnął przepraszająco w moją stronę.
-Dobra, może faktycznie lepiej dla ciebie, żebyś nie oglądała więcej tej tragedii. – Westchnęła Leslie. – Na jakiej ulicy mieszka ciocia? Mogę cię trochę odprowadzić.
-Marshall Ave – odpowiedziałam.
       -No to idziemy. – Wtrącił Justin uwieszając się Leslie na ramieniu.

~*~

Od autorki: Przepraszam, że długo nic nie dodawałam, ale poprawiałam ten rozdział w nieskończoność. Dziękuję za komentarze, postaram się również jak najszybciej nadrobić zaległości w czytaniu i komentowaniu Waszych opowiadań, ponieważ ostatnio nie umiałam się do tego zabrać.
Nie wiem, kiedy dodam rozdział dziesiąty, jestem dopiero w połowie.


17 komentarzy:

  1. boże jak ja długo czekałam na ten rozdział!
    nie zdziwi cię chyba, ze to wszytsko jest po porostu świetne. Kocham tą historię i chciałabym już znać całość, wiem jestem niecierpliwa.
    Mówisz, że ciągle poprawiałaś rozdział, a ja czuję jakby był pisany z taką lekkością. Zazdroszczę ci tego.
    Oby tak dalej :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Mój boże, zakochałam się. Czuję, jakby to, co piszesz, Bethany opowiadała teraz, w tej chwili, mi. Bardzo wciąga mnie każdy fragment, każde słowo... Moim ulubionym fragmentem rozdziału jest część na boisku, gdzie bohaterka zachowuje się zupełnie normalnie, jakby zapomniała choć na chwilę o swojej przeszłości, o życiu, którym żyje - wspaniałe!

    jedna-chwila-jb
    wladca-ruin-podswiadomosci

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie wiem, czy miałam Cię informować, ale na wladca-ruin-podswiadomości, dodałam rozdział, jeśli Cię to interesuje, zajrzyj, komentarz możesz usunąć :)

      Usuń
  3. Zaczęłam się już obawiac, że nigdy nie dodasz nowego rozdziału, ale na szczęście się doczekałam i rozdział jest świetny. Jest dośc dużo Justina i Bethany staje się taka bardziej, że tak powiem otwarta dla ludzi i w ogóle. Martwią mnie jednak jej kłamstwa, rozumiem, że nie chce, żeby ktoś dowiedział się o jej życiu i o tym, co się w nim stało, ale coś czuję, że kłamiąc może sobie narobic kłopotów, no dobra to by było na tyle z mojej strony. Czekam na nowy rozdział. Pozdrawiam i życzę weny.

    escape-from-love.blogspot.com
    wrong-feeling.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie no siwetny rodizał, tylko szkoda ze tak długo trzeba było czekac ale mam nadzieje ze kolejny pojawi sie szybciej niz ten ;D . Coraz bardziej zaczyna mi sie podobac fabuła tgo opowiadania ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Widzę, że tak długie czekanie na rozdział się opłacało. Cieszę się czytając to opowiadanie, ponieważ mam wrażenie jakbym to ja była częścią Bethany, jakbym była tam gdzie ona jest teraz, to niesamowite uczucie, i nawet nie wiesz jaki mam teraz wielki uśmiech na twarzy. Dziękuję za to, co robisz, za to jak piszesz, bo na prawdę sprawia ludziom dużo radości : )

    OdpowiedzUsuń
  6. Przepraszam, bardzo przepraszam, że komentuję dopiero teraz... Mam dużo rzeczy na głowie i jakoś tak wyszło...
    Co do opowiadania, to cieszę się, że Beth zaczyna funkcjonować w innym świecie niż Southwood, bo tam z czasem popada w jeszcze większą paranoję niż ta, z którą się tam zjawiła. Jestem ciekawa jak potoczą się losy jej i Justina i czy Bethany zaprzyjazni się z Leslie?
    Czekam na nn i zapraszam do siebie [stranger-bieber]

    OdpowiedzUsuń
  7. omg, świetne *__* jest justin, jest akcja, oh god, chcę następny!
    współczuję bethany, że musi tak przed nimi to ukrywać, choć z drugiej strony jestem ciekawa jakby zareagowali i jak zachowywali się w stosunku do niej. ach, nie mogę się doczekać ci będzie dalej.
    życzę weny i szybko dodawaj rozdział, bo nie mogę się doczekać co będzie dalej <3
    xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  8. NOWY BLOG, NOWA HISTORIA. OPOWIADANIE O JUSTINIE. SERDECZNIE ZAPRASZAM I LICZE NA OPINIE ;) http://uprowadzona.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  9. Coś pięknego. Te wszystkie wspomnienia, wydarzenia - przez ten czas, kiedy czytam Twoje opowiadanie, czuje się jakbym to ja była Bethany. Jakbym to ja chciała myśleć o sobie jako o osobie normalnej, jakby to mnie przebiegały dreszcze przy spotkaniu obcych, ale zdrowych psychicznie ludzi.
    Kurcze, to wszystko jest tak piękne, że momentami zaczynam wątpić, że potrafię pisać. Naprawdę, wielki szacunek i ukłony dla Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  10. wreszcie Bethany i Justin się poznali *o* czekam na następny, mam nadzieję że będzie nieco szybciej :3

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wiem , jak ja tu trafiłam , ale to co piszesz jest cudowne . Nie będę pisała , że twój blog jest świetny , bo tak może napisać każdy To co wychodzi z twojego stukania w klawiaturę jest magiczne . Przy czytaniu powstaje przecudowne uczucie , jakbyś stała tam i wszystko widziała . MIŁO widzieć , że ktoś naprawdę się tak przykłada . Zapraszam Cię przy okazji do mnie http://you-love-me-and-i-love-you.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Jezu... Jestem twoja ogromna fanka. Piszesz jak zawodowa pisarka i ja wcale nie zartuje. Zadziwiasz mnie. Jestes po prostu niesamowita. Twoj blog nalezy do najlepszysch blogow jakie czytam. Twoja hostoria jest strasznie oryginalna. Przy tobie moje opowiadanie staje sie malutukie. Mysle ze jestes wzorem do nasladowania dla wiwlu bloggerek :) Jestem ciekawa co bedzie dalej z Bethany i Justinem. Dlatego z necierpliwoscia czekam na kolejny rozdzial <3

    [catching-feelings-now.blogspot.com]

    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdział przypadł mi do gustu, te wszystkie wspomnienia. Piszesz... niesamowicie! Mam nadzieję, że będę mogła mieć okazje do przeczytania twojej książki. : )
    Napisałaś, abym Cię informowała o nowym rozdziale, a więc na blogu: baby-will-be-okey.blogspot.com pojawił się 1 rozdział. Mam nadzieję, że zostawisz po sobie szczery komentarz. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  14. Świetny blog czekam na nn!!!poinformuj mnie @maja378

    OdpowiedzUsuń
  15. Świetne opowiadanie. Ten rozdział bardzo fajny. :)
    Czekam na nn :P

    OdpowiedzUsuń
  16. nowy rozdział na http://mental-mess.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń