31 dzień marca 2002r.
Tego, jak poczułam się zaraz po
obudzeniu nie da się opisać. To, co wtedy zobaczyłam na zawsze będzie mnie
prześladowało, zawsze będzie w mojej głowie. Dwójka policjantów siedziała w
kuchni razem z Kat, która nie mam pojęcia jak tam się znalazła. Płakała, a gdy
zobaczyła mnie w drzwiach widziałam po jej twarzy, że nie wie, co ma zrobić. Co
powiedzieć, jak powiedzieć. Mimo wszystko musiała.
Hanna nie żyła. Moja mama nie
żyła. Co więcej, to ona sama odebrała sobie życie. Wyszła w środku nocy z domu
do pobliskiego lasu i tam się powiesiła. Gdy te informacje powoli były mi
przekazywane z sekundy na sekundę czułam się tak, jakby moje ciało się
rozpadało. Nie chciało mi się płakać, chciałam stamtąd uciec, ale nie miałam
siły. Usiadłam na małym taborecie i wbiłam wzrok w ścianę. Nie chciałam do
siebie przyjąć tej wiadomości, że jeszcze wczoraj wieczorem z nią rozmawiałam.
Śmiałam się z nią, obiecałam, że kupię jej tą cholerną sukienkę i zostanę
gwiazdą. A kilka godzin później ona wybrała śmierć. Wybrała swoją własną śmierć
nie myśląc o mnie. Gdyby myślała, zostałaby ze mną. Chciałaby wyzdrowieć i żyć
jak normalna osoba. Wszystko mogło się ułożyć i nie umiałam przestać o tym
myśleć. Wolała umrzeć, niż być ze mną.
25 dzień kwietnia 2002r.
Kiedy go zobaczyłam poczułam, jak
łzy napływają mi do oczu. Nie było go nawet na pogrzebie, a teraz jeszcze
chciał zrobić mi coś tak strasznego. Brian stał oparty o duży filar znajdujący
się przed budynkiem sądu rodzinnego. Zaplanował tą rozprawę zaraz po tym, jak
doszły do niego wieści o śmierci mojej mamy. Chciał wyrzec się praw rodzicielskich
do mnie. Nie chciał w świetle prawa być więcej moim ojcem, ponieważ musiałby
mnie wtedy wziąć do siebie, więc było to najprostsze rozwiązanie na to, aby się
mnie pozbyć.
Po rozprawie czułam się, jakby
ktoś kolejny raz wbił mi nóż prosto w serce. Nie dość, że sąd zgodził się na
odebranie praw rodzicielskich mojemu ojcu, to jeszcze nie pozwolił mi
zamieszkać razem z Kat. Kathryn wprowadziła się do Filadelfii i tam się uczyła,
jednak nie miała nawet swojego domu, a ten należący do Hanny sprzedano, ponieważ
nie miał już właściciela, a ja byłam zbyt młoda. Do tego Kat miała za mało
pieniędzy, aby zajmować się również mną, ponieważ ledwo wystarczało jej na
własne życie. Ponadto miała tylko 18 lat i nie mogła mnie adoptować. Dlatego
sąd postanowił umieścić mnie w domu dziecka.
Kat mówiła, że powoli wychodzi na
prostą i sąd postanowił, że gdy tylko jej sytuacja finansowa będzie dobra i gdy
moja ciocia przekroczy 21 rok życia będę mogła z nią zamieszkać. Miały to być
tylko trzy lata w domu dziecka, jedyne trzy lata. Wszyscy mówili, że nie będzie
tak źle, że dam sobie radę, że opiekunki są tam bardzo wyrozumiałe i nie stanie
mi się krzywda, że nikt nic złego mi nie zrobi. Jednak nikt tak naprawdę nie
wiedział, że dobrze nie będzie. Ja również byłam niczego nieświadoma. Nie byłam
świadoma tego, na jakie straty mnie spisują posyłając mnie tam. Na co mnie
narażają.
Najgorszą rzeczą był fakt, że dom
dziecka znajdował się blisko Reading i miałam uczęszczać do mojej starej szkoły
w której od plotek na mój temat po śmierci mamy i sprawie w sądzie krążyło już
tak dużo, że nie dało się ich zliczyć. Znów zostałam nazywana „mordercą”,
mówili mi rzeczy typu „jesteś tak okropna, że twoja matka wolała się zabić niż
patrzeć na twój straszny pysk”, co bolało mnie tak bardzo, jak nic innego na
świecie.
Jedyną pozytywną rzeczą, jaka
spotkała mnie w tamtym czasie był fakt, że nie byłam przez nikogo prześladowana
w domu dziecka. Dzieci, które tam poznałam z nikim nie zawierały przyjaźni,
wszędzie chodziły same i użalały się nad własnym losem. Ja też tak robiłam.
Miałam zaledwie 8 lat, ale czułam się, jakbym miała ponad 70.
Nikt nie zwracał na mnie uwagi,
nikt nie próbował rozmawiać, zapytać się, czy w szkole dobrze mi idzie. Czułam
się jeszcze gorzej, niż kiedy wracałam do praktycznie pustego domu. Wiedziałam
jedno – moje życie nie miało najmniejszego sensu. Nie byłam nic warta, ludzie
omijali mnie szerokim łukiem, a jak już ktoś do mnie podszedł to tylko po to,
aby skrytykować to, kim jestem, co robię i wmówić mi, że powinnam była się w
ogóle nie urodzić. Że powinnam była zginąć w wypadku samochodowym lub... że
powinnam sama się zabić.
To jest właśnie dopiero początek
historii, którą chciałam wam opowiedzieć. Początek czegoś, co zmienia człowieka
na zawsze. Historii o tym, jak ciężko trzeba walczyć o odzyskanie siebie
samego, swojej wolnej woli, swoich myśli. O tym, jak bardzo trudne jest życie z
problemami takiej wagi, z ciągłą chęcią zakończenia swojego życia. Nigdy nie
podejrzewałam, że to wszystko może doprowadzić mnie do takiego stanu
psychicznego, do czystego wariactwa na punkcie własnej śmierci.
Jednak jak każda historia moja
również ma plusy i skoro teraz to czytacie to zapewne ma też dobre zakończenie.
Mimo to nic nigdy dookoła mnie nie będzie już normalne. To co widziałam, to czego
doświadczyłam nigdy nie wyparuje z mojej głowy i nigdy o tym nie zapomnę. Osób,
które poznałam, które pokochałam i znienawidziłam. Siebie samej płaczącej w
małym pokoiku obwiniającej wszystkich innych o to, że żyję. Że nie chcą
pozwolić mi odejść. Dzisiaj jestem im za to wdzięczna, kiedyś byłabym wstanie
pociągnąć ich za sobą w płomienie.
Nie pamiętam, kiedy pierwszy raz o
tym pomyślałam, ale pamiętam, kiedy pierwszy raz to zrobiłam. Nie wiem, jaki to był dzień, ale
był rok 2003, był to grudzień, około dwa tygodnie przed moimi dziesiątymi
urodzinami. Na łóżku obok mojego leżała Rose, czarnoskóra ośmiolatka, która
straciła rodziców w wypadku samochodowym. Rose była miłą dziewczyną, dzieliłam
z nią pokój od kilku miesięcy, nie byłyśmy najlepszymi przyjaciółkami, ale
zdarzało nam się porozmawiać o błahych prawach. Ona też była prześladowana w
szkole, jednak z innego powodu – koloru swojej skóry. Dla mnie osobiście nie
miało to znaczenia, ważne, że ona sama nie próbowała wyżywać się na mnie.
Rose wtedy już spała, ja czekałam,
aż światła na korytarzu zgasną. Około trzy godziny wpatrywałam się w szybę
zamontowaną w drzwiach i kiedy po drugiej stronie w końcu nastała ciemność
zsunęłam się po cichu z łóżka. Poczekałam jeszcze kilka minut i wyszłam powoli
z pokoju. Łazienka znajdowała się przy pokoju numer 8, należała ona do mnie,
Rose i jeszcze dziewczyn z pokojów o numerach 6, 7 i 9. Nie była ona duża, ale
każda z nas miała w niej swoją własną szufladkę na rzeczy osobiste. Weszłam do
środka i zastawiłam drzwi jeżdżącą szafką, ponieważ nie było w nich zamków.
Czułam się poddenerwowana, ale równocześnie bardzo podekscytowana. Nie
planowałam się zabić, jeszcze nie. Chciałam tylko zobaczyć, jak to jest.
Sięgnęłam ręką do mojej szuflady i
wyciągnęłam z niej nożyczki. Usiadłam na ziemi i spojrzałam w sufit. Od kiedy
pamiętam byłam odporna na ból fizyczny, nie płakałam, myślę, że była to zasługa
wielu operacji, po których rany potrafiły niemiłosiernie piec.
Przyłożyłam ostrzejszą stronę
nożyczek do lewego nadgarstka. Dziwnie się czułam. Miałam tylko 9 lat, osoby w
tym wieku nie robią takich rzeczy, są to przeważnie nastolatki. Jednak dla mnie
nie miało to większego znaczenia. Wiedziałam, że będę uważana za kretynkę
niepoczytalną psychicznie, ale musiałam. Musiałam zastąpić ból psychiczny bólem
fizycznym. Musiałam spróbować bo wiedziałam, że kiedyś będę chciała odebrać
sobie życie, a perspektywa brania tabletek lub wieszania się, jak zrobiła to
moja mama, przerażało mnie bardziej niż cięcie się. Do dzisiaj nie wiem, czemu tak
było, ale czułam to gdzieś w sobie i nie mogłam postępować wbrew swoim
przekonaniom. Musiałam zrobić to, co chciałam. Co uważałam za dobre.
Znalazła mnie wtedy Sam,
dziewczyna z pokoju numer 6. Od kilku dni chorowała i często wymiotowała w
środku nocy. Gdy mnie znalazła pobiegła po naszą opiekunkę Alison, a potem
zemdlała. Wiem, że na jej miejscu też bym tak zareagowała. W końcu to
niecodzienny widok. Wyobraźcie sobie, że około trzeciej nad ranem wchodzicie do
łazienki a w niej widzicie kilkulatkę całą we krwi. Byłam wtedy nieprzytomna,
ale jestem w stanie wyobrazić sobie przerażenie Sam.
Alison wezwała karetkę i
zawieziono mnie do szpitala. Lekarze uznali, że nie straciłam zbyt wiele krwi
i, że zemdlałam tylko dlatego, że przeraził mnie widok moich ran. Możliwe, że
mieli rację, ale ja sama nic nie pamiętam. Jednak czułam się szczęśliwa bo w
końcu postawiłam na swoim i nagle przestało mnie obchodzić to, co o mnie myślą.
Byłam wolna. A przynajmniej tak mi się wydawało.
Od autorki:
I zaczyna się. Nie, to nie będzie prosty blog o dziewczynie, która się "tnie" tylko o czymś jeszcze nieco głębszym, a mianowicie temat samej depresji i innych chorób psychicznych, co, muszę przyznać, zawsze mnie interesowało. Wiem, że ostatnimi czasy powstało dużo blogów o podobnej tematyce, ale obiecuję, że nie napiszę czegoś, co będzie wam przypominało jakąkolwiek inną historię, bo w końcu ja to ja, kto mnie zna z onetu to wie, że wyobraźnię mam szaloną haha.
Wiele osób zastanawia się, jaki będzie Justin. Nie powiem wam wszystkiego, ale mogę zdradzić, że nie będzie on osobą sławną, nie będzie też zajmował się muzyką, tylko czymś nieco innym (można się domyślić czym po obejrzeniu trailera).
Do Katy Belieber (nie miałam jak wcześniej Ci napisać) - jeśli chodzi Ci o "xx" to zawsze tak podpisywałam się na onecie (mój były nick to Cocoss), a jeśli o samo swiftonic to być może znasz z twittera.
Nowy rozdział nie wiem dokładnie kiedy, ale do tygodnia powinnam dodać :)
xx,
Samobójstwo Hanny? Nie spodziewałam się tego, przecież już coś miało się ruszyć, a tu takie coś. Przyznam, że zaskoczyłaś mnie. Spodziewałam się raczej czegoś w stylu, że będzie dalej chodzić na sesje do psychologa, że odnajdzie wspólny dialog z własną córka, a ona poszła tu na latwizne i się zabiła, pozostawiając dziecko samemu sobie, co świadczy o tym jak bardzo musiała być zrujnowana psychicznie, czemu prawdę powiedziawszy jest sama sobie winna.
OdpowiedzUsuńWspółczuję dziewczynce tych wyzwisk w szkole, tych plotek, osobiście doświadczyłam jak takie coś bardzo boli. A teraz znów dom dziecka, sytuacja jeszcze gorsza.
No i ten moment kiedy wzięła do ręki nozyczki.. zamarłam na moment. Zwykłam czytać o okaleczajacych się nastolatkach, a nie małych dzieciach.. aż łza się zakrecila w oku.
Cieszę się, że to opowiadanie nie będzie jak inne, że będziesz je urozmaicać, bo jesteś na prawdę dobra. Czekam na kolejne rozdziały, pozdrawiam :)
scars-future.blogspot.com
no i znowu mnie zaskoczyłaś. jej matka się zabiła?! masakra jakaś. no żeby zostawić własne dziecko i się zabić to trzeba być naprawdę w ciężkim stanie psychicznym. a ona to już w ogóle. żeby mała dziewczynka się cięła? te dzieciaki też, serca nie mają...
OdpowiedzUsuńkurde, niecierpliwie czekam na dalczy ciąg no i oczywiście na Justina. Pozdrawiam i życzę weny :)
to opowiadanie coraz bardziej mnie zaskakuje, pozytywnie oczywiście :D Czekam na kolejny :)
OdpowiedzUsuńwyobraźnię to ty masz niezłą, serio :D nie spodziewałam się samobójstwa jej mamy i tego, że ojciec wyrzeknie się praw rodzicielskich, jednak dodało to trochę do opowiadania. bethany jest naprawdę biedna, że tak się wyrażę. tyle przeszła mając tak niewiele lat, "spróbowała" rzeczy, które nie robią osoby w jej wieku. strasznie smutne. ale czekam na kolejny i nie mogę się doczekać justina <333
OdpowiedzUsuńPodoba mi się, czekam na nowy, a tym czasem zapraszam do mnie na : www.story-about-chanel-and-justin.blogspot.com :)
OdpowiedzUsuńogólnie to nie przepadam za opowiadaniami, w których główna bohaterka czy bohater się okaleczają, bo jakoś zawsze to sprawia, że mam dość dalszego czytania, a teraz jakaś plaga jest opowiadań, w których właśnie tak sie dzieje, ale wprost kocham historie, gdzie bardziej skupia sie na psychice i uczuciach bohatera, a nie na akcji, kiedy chce sie przekazać coś większego niż kilka stron zapisanych bezsensownie w wordzie. dziewczyna nie miała łatwego życia i to sprawia, że od razu polubiłam to opowiadanie. czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział i... J będzie bokserem?
OdpowiedzUsuńZgadzam się z "witness" - powoli nudzą mnie opowiadania o okaleczaniu się, ale tutaj... Tutaj, choć to nieco chore, że robi to dziewięciolatka, pasuje mi to. Pasuje, ponieważ sama doświadczyłam w pewien sposób bólu, którym żyje ona. Mam takie wrażenie, że przenoszę się do świata Bethany.
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, odkąd zorientowałam się, że historia jest mocno związana z filmem "Bez mojej zgody" traktuję, lub raczej traktowałam ją nieco z dystansem, ale widzę, że odbiegasz od niej, oddalasz się od scenariusza coraz bardziej - podoba mi się to. To dziwne, ale sam Justin jak na razie jest mi zbędny do tego opowiadania, świetnie je prowadzisz i bez wątku miłosnego, jednak z niecierpliwością czekam na jego wystąpienie z prostej przyczyny - wciąż zadaję sobie pytanie "Jak się poznają?" - i to rwie mnie od środka, naprawdę.
Powiem tyle - czekam na ciąg dalszy z zapartym tchem.
ps. - radziłabym zrobić coś z szablonem, bo tekst ucieka w bok, nie wiem, czy tylko u mnie.
To chyba pierwsza historia o Justinie, w której nie przeszkadza mi jego nieobecność... Zdziwiłam się zachowaniem Hanny, bo sądziłam, że po odzyskaniu kontaktu z córką, jej życie się ułoży. Chociaż może tylko czekała na ten moment "pojednania"? Nie chcę za bardzo bawić się w interpretacje, a potem narzucać swoich poglądów co do historii, bo mój komentarz byłby dłuższy od rozdziału - cała ja... ;-)
OdpowiedzUsuńCo do Ciebie to uwielbiam Twój pierwszoosobowy styl pisania, z którym nie każdy bloger daje radę. Szacun ;-)
Jestem zakochana w Twoim szablonie! Taki prosty, a jednak niesamowity...
Ze zniecierpliwieniem czekam na kolejną notkę.
Pozdrawiam i zapraszam do siebie na czwarty rozdział http://stranger-bieber.blogspot.com/
Cześć! Chciałabym zaprosić Cię na mojego bloga z opowiadaniem. Jest ono o dwójce ludzi, którzy tak samo kochają muzykę, mają podobne do siebie historie życiowe. Spotkają się całkiem przypadkiem. Czy miłość i pasja do tych samych rzeczy połączy ich na długi czas? Tego możesz się przekonać tylko czytając to opowiadanie. Zapraszam!
OdpowiedzUsuńwww.nothing-elsee-matters.blogspot.com
Wchodzę na bloga, widzę prześliczną grafikę. Myślę sobie "Dobra, może być fajne".
OdpowiedzUsuńZjeżdżam na dół i pierwsze co czytam to od autorki. I co wyczytuje "Cossos"... i sobie myślę czy dobrze kojarzę. Nie jestem pewna i tam głęboko we mnie siedzi nadzieja, że jesteś tą osobą o której myślę. Wchodzę w trailer i po zwiastunie już wiem, że to ty pisałaś o bloga, o Katniss (czy to się tak pisało?!) które pamiętam do dzisiaj. Od razu zabrałam się za rozdziały i jestem zachwycona. Piszesz pięknie. Kocham tę tematykę. Sama tydzień temu zaczęłam swojego któregoś już bloga o podobnej tematyce. Lubie do niej wracać. Więc zapraszam do siebie, może ci się spodoba, ale z pewnością nie dorówna. witness-the-slow-death.blogspot.com