sobota, 1 grudnia 2012

Rozdział 6


10 dzień czerwca 2005r.
Kiedy otworzyłam oczy zorientowałam się, że nie znajduję się we własnym pokoju. Była to duża sala, której ściany były pomalowane na zielono. Wystarczyło kilka sekund abym domyśliła się, że znajduję się w szpitalu położonym około 200 metrów od psychiatryka. Kręciło mi się w głowie i czułam się potwornie zmęczona. Wiedziałam, co wydarzyło się kilka godzin wcześniej i czemu się tam znalazłam, jednak myślenie o tym sprawiało mi wielką trudność, ponieważ byłam wtedy tak zdesperowana i zrozpaczona, że całe moje ciało trzęsło się, a myśli, których miałam tak dużo, zaśmiecały mi głowę i wprowadzały do niej zamęt.
Dwa dni wcześniej miałam zostać wypisana z Southwood, jednak ponownie uznano, że wolą zatrzymać mnie na kolejne pół roku. W geście protestu (tak to wtedy sobie nazwałam) poszłam do łazienki i próbowałam podciąć sobie żyły plastikowym uchwytem odłamanym od szuflady, jednak nie był on zbyt ostry, abym mogła się nim zranić. Zaczęłam wtedy płakać i krzyczeć ze złości, przez co szybko mnie znaleziono i zakazano mi spotykania się z Kat na czas nieokreślony.
Wieczorem 9 czerwca, gdy zgaszono światła na korytarzu wykręciłam śrubkę z łóżka i zadałam sobie wiele ran. Były to pierwsze tak głębokie i naprawdę nieprzyjemne w widoku cięcia, jakie kiedykolwiek miałam na nadgarstkach. Śrubka była gruba, więc rany również takie były. Moja skóra była dosłownie rozszarpana, a krew lała się tak mocno, że niemal całe prześcieradło było brudne. Moje szlochy usłyszała dyżurująca pielęgniarka i ostatnie co pamiętam to jej przerażoną twarz zaraz po tym, jak weszła do mojego pokoju.
Nie byłam normalna. I wtedy zdałam sobie z tego sprawę. Skoro chciałam prowadzić normalne życie, ja również powinnam być normalna – tak ciągle sobie powtarzałam, jednak wszystko wskazywało na to, że nie mam szans na spełnienie tego, o czym marzyłam. Chociaż wydawało się to tak proste – nie ciąć się, pozbyć się myśli samobójczych. Jednak nie umiałam. Dopiero, kiedy doszło do mnie, że nie dawałam sobie rady z samą sobą zrozumiałam, że lekarze wiedzieli, co robią. Z moją głową musiało być coś nie w porządku. Była to depresja. Depresja, której nie dało się uleczyć lekami, czy długimi rozmowami z psychologiem. Nie wystarczało mi wsparcie Kat i Joan, bo tak naprawdę potrzebowałam swojego własnego wsparcia. Ja nie miałam nadziei na lepsze życie – ja o nim po prostu marzyłam. Tak, jak dziewczyna marzy o tym, żeby była dość silna i zagadała do chłopaka, który jej się podoba, a potem wyobraża sobie ich wspólną przyszłość, ale w głębi duży wie, że są to tylko scenariusze, które układa gdzieś w swojej głowie i najprawdopodobniej nie dojdą nigdy do skutku. Podobnie było ze mną. Chciałam być lepsza, ale wiedziałam, że mi się nie uda. Że zrobię coś źle, że ludzie nie będą się zachowywali tak, jak sobie to wyobrażam, że większość z nich zamiast czuć do mnie respekt i współczuć mi, będzie wyzywać mnie od wariatek - dziewczyna która tnie sobie żyły, żeby udowodnić, jaka to ona biedna.

*

30 dzień listopada 2005r.
Joan została wypisana do domu. Przytyła około pięciu kilogramów, czuła się dobrze. Przynajmniej tak mówiła lekarzom. Ja wiedziałam, że jej stan psychiczny dalej był taki sam jak zawsze – uśmiechnięta, ale przybita w środku. Mimo to, nie miałam wpływu na jej decyzje. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest w stanie już ze sobą walczyć. Chociaż nazywała siebie „anorektyczką” do tego wszystkiego dochodziła bulimia. Za każdym razem, kiedy udało jej się przezwyciężyć wstręt do jedzenia – tyła. Jadła niemal non stop, cały czas chodziła głodna. A później, po kilku dniach, patrzyła się w lustro i w desperacji wymiotowała.
Czasami chciałam jej pomóc, zaproponować pozostanie w psychiatryku, odradzić wymiotowanie, wesprzeć ją – i tak robiłam, ale nigdy nie dawało to skutków.
-Ja wiem, że to co robię jest złe – mówiła – też się o ciebie martwię, nie chcę, żebyś robiła sobie krzywdę, ale takie już jesteśmy. Nie ważne, co któraś z nas powie, ta druga i tak zrobi to, na co ma ochotę.
I miała rację.

*

2 dzień stycznia 2006r.
-Wstawaj! – Usłyszałam czyjś głos przy moim uchu. Wzdrygnęłam się i szybko otworzyłam oczy. Jedyną rzeczą jaką przed sobą widziałam były oczy Joan. Zaśmiałam się głośno i rzuciłam się jej na szyję. Nie widziałyśmy się od około miesiąca, a miałam wrażenie, jakby minęły lata.
Joan pomachała mi przed oczami małą kopertą i położyła mi ją na udach. Wzięłam papier do ręki i otworzyłam. W środku znajdowała się karta, taka sama, którą Joan dostała na trzynaste urodziny. Był to bon zakupowy na 100 dolarów do wszystkich sklepów w najbliższej galerii handlowej. Zawsze powtarzałam, że chciałabym dostać coś, co dostają normalne nastolatki i tak spędzić swoje urodziny. Najwidoczniej Joan postanowiła spełnić jedno z moich życzeń.
Uzgodniłyśmy wtedy z Yasmyn, że mamy dla siebie cały dzień, który możemy spędzić gdzie tylko chcemy. Oczywiście było kilka warunków – miałam wrócić po dziewiątej, a Kat musiała być ze mną w ciągłym kontakcie. Jednak bez względu na to zdawałam sobie sprawę, że to pierwszy raz, kiedy pozwolono mi na tak dużą swobodę.
Był to jeden z tych dni, które pamiętałam doskonale – prawie w każdym szczególe. Był na swój sposób magiczny, ale również pełen rozczarowań, których poniekąd się spodziewałam.
Czułam się w ten dzień jak normalna nastolatka, chodziłam po centrum handlowym, oglądałam ubrania, a potem wiele z nich kupowałam i śmiałam się razem ze swoją przyjaciółką. Jednak nie można pominąć kilku szczegółów – nie byłyśmy normalnymi nastolatkami. Cały czas czułam na sobie spojrzenia wielu osób, podobnie czuła się Joan, ponieważ od razu mi o tym powiedziała. Nic dziwnego – pomyślałam wtedy. Joan była dość wychudzona w tamtym okresie czasu, prawie każde ubranie, jakie przymierzała wisiało na niej, mimo, że wybierałyśmy te najmniejsze rozmiary. Ja również nie prezentowałam się lepiej. Byłam blada, miałam podkrążone oczy, a gdy przymierzyłam bluzkę z krótkim rękawem i wyszłam pokazać się Joan, kobieta stojąca obok zasłoniła swojej córce oczy. Starałam się nie zwracać na to uwagi, jednak nie było to takie łatwe. Wtedy właśnie zrozumiałam, jak bardzo pod wieloma względami różnię się od innych. Dopiero po paru latach uzmysłowiłam sobie, że nie musi to być prawda. Jednak wtedy byłam święcie przekonana, że to właśnie dlatego powstały szpitale psychiatryczne – aby inni ludzie mogli być szczęśliwsi bez patrzenia na takie wybryki natury jak ja.

*

Miesiące mijały. Wspomnienia zostawały. Nowe blizny regularnie pojawiały się na moich przedramionach. Coraz to głębsze, bardziej obszerne. W kwietniu 2006 roku pierwszy raz na poważnie próbowałam popełnić samobójstwo. Tym razem nie za pomocą cięcia się. Jedna z dziewczyn na oddziale chorująca na schizofrenię przez około tydzień oddawała mi swoje tabletki - nazbierało się ich dokładnie 15. Wzięłam je wszystkie w kilkusekundowych odstępach. Nie miałam pojęcia, czy zadziałają, ale później, będąc już w szpitalu, dowiedziałam się, że gdybym wzięła chociażby o 2 więcej, nie byłoby mnie już na świecie.
Pamiętam, że czułam wtedy przeraźliwy ból brzucha, ale satysfakcjonowało mnie to. Oczywiście, pielęgniarki znalazły mnie i od razu zostałam przeniesiona do szpitala. Płukano mi żołądek i podawano inne lekarstwa, które miały mi pomóc. Czułam się osłabiona i jeszcze bardziej zdesperowana.
Miałam zaledwie dwanaście lat.

*

25 dzień grudnia 2006r.
Kolejne święta spędzone na oddziale. W szpitalu oprócz mnie i personelu nie było nikogo. Wszyscy dostali przepustki do domu, a ja zamiast tego, wraz z pielęgniarką oglądałam telewizję. Kat odwiedziła mnie rano, dostałam od niej nowy szalik i całkiem ładną bluzkę. Udawałam zadowoloną, chociaż w głębi duszy oddałabym wszystko za to, żeby nie musieć spędzać tego dnia w szpitalu. Zdawałam sobie sprawę z tego, że Kat domyśliła się, że nie jestem zbyt szczęśliwa, ale udawała, że nic nie zauważyła. Tak właśnie wtedy wyglądały nasze relacje. Kilka lat później, kiedy dokładniej opowiedziałam o tym psycholożce, powiedziała, że w wielu przypadkach to normalne. Rodziny udają, że wszystko jest w jak najlepszym porządku, aby odsunąć od siebie złe emocje. Rozmawiałam wtedy z Kat o wszystkim, co było niezwiązane ze szpitalem. Pytała mnie o ciekawe programy w telewizji, co kupić swojej znajomej na urodziny, raz nawet opowiadała mi o chłopaku, który jej się podobał. Wczułam się w to tak bardzo, że po jakimś czasie, faktycznie, poczułam się lepiej. Jednak kiedy Kat wychodziła i znów zostawałam sama - wszystko wracało, nie mogłam zapomnieć o tym, gdzie jestem i dlaczego tam jestem.

*

2 dzień stycznia 2007r.
W ten dzień Yasmin, moja terapeutka, zaproponowała mi prowadzenie czegoś w rodzaju wideo-bloga, jednak takiego na potrzeby szpitala. Nie miałam wstawiać go do sieci, miał on być dla mnie i dla innych terapeutów. Yasmin uznała, że będzie to bardzo dobry pomysł na to, abym mogła wyrazić siebie. Miałam dość spory problem z rozmawianiem z psychologami, zadawali mi tysiące pytań, próbowali wymusić na mnie niektóre odpowiedzi, a ja po prostu chciałam mówić i być wysłuchana i chociaż zdawało im się, że dają mi taką możliwość, to dalej nie było to, czego oczekiwałam i co było mi potrzebne – dlatego zgodziłam się na wideo-bloga. Kat dała mi swoją kamerę, którą dostała kiedyś na urodziny. Nie było to nowoczesne urządzenie, ale nie było również bardzo stare. Pierwszy filmik nakręciłam u siebie w pokoju, tylko na próbę.
Kiedy teraz oglądam to nagranie pojawia się uśmiech na mojej twarzy – trudno to wyjaśnić, ale po prostu tak się dzieje.
Siedziałam na łóżku i wpatrywałam się beznamiętnie w kamerę. Opowiedziałam o swoim dniu, o tym, że jedna dziewczyna – Laura – szalona anorektyczka zaczęła awanturę na stołówce z inną pacjentką, przez co atmosfera na oddziale stała się trochę napięta; mówiłam też o tym, że rozmawiałam z Joan przez telefon i tak się zagadałyśmy, że kilka osób ustawiło się za mną w kolejce czekając na to, kiedy skończę, ponieważ był to jedyny działający automat. O dziwo, faktycznie poczułam się po tym trochę lepiej. Yasmin uznała, że jest to po prostu mój strach przed rozmową z innymi ludźmi. Zwykle również opowiadałam o swoim dniu na terapiach, ale zawsze i tak coś było nie okej, coś powiedziałam źle, któraś z moich wypowiedzi była nie taka, jak powinna. A kamera mi nie przerywała, nie zadawała pytań, nie komentowała.

*

Właśnie wtedy tak naprawdę zaczęłam zastanawiać się nad sobą i nad tym, kim tak naprawdę jestem. Czy jestem czegokolwiek warta? W mojej głowie powstała straszna myśl z którą przyszło mi walczyć przez następne lata. Codziennie wiele ludzi umiera na świecie, nie tylko ze starości, ale również z głodu, śmiercią tragiczną lub przez choroby chociażby takie, jak rak. Osoby te walczą o życie, nie chcą odchodzić. A ja, mimo, że teoretycznie byłam zdrowa i mogłam poukładać sobie wszystko tak, jak chcę - nie umiałam. Podczas gdy inni ludzie modlili się za swoje zdrowie i długie życie ja chciałam je stracić. Nie doceniałam tego, co mi zostało. Miałam Kat, która mnie kochała, mogłam pogodzić się ze śmiercią matki, rozejściem się rodziców i oblegami dzieci w szkole. A mimo wszystko wybrałam tą drugą opcję. I chociaż mogłoby się wydawać, iż sprawi to, że postanowię się zmienić i walczyć z depresją, to tak naprawdę jeszcze bardziej mnie to pogrążało, ponieważ widziałam siebie jako tą złą - tą, która jest samolubna, myśli tylko o sobie i o tym, co powiedzą inni. Tą, która odrzuca pomoc. I tak powstało błędne koło w którym sama siebie zamknęłam na wiele miesięcy.
„Powinnaś była umrzeć zamiast twojej siostry” usłyszałam ponownie znajomy mi głos w mojej głowie. Pojawiał się on regularnie od około roku. Mówił mi straszne rzeczy, zmuszał do cięcia się oraz wmawiał mi, co jest dobre, a co złe. Czasami nie potrafiłam przez Niego zasnąć, krzyczałam, aby Go zagłuszyć. Brałam tabletki, które działały tylko przez chwilę, a potem koszmar powracał. Słuchałam Głosu, robiłam to, co mi kazał, zgadzałam się z nim, byleby Go uciszyć. Robiłam wszystko, byleby Go już nie było.

*

Kilka dni później Joan wróciła do Southwood po nieudanej próbie samobójczej. Nie rozmawiałam z nią o tym, nie chciałam. Wydawało mi się to całkowicie nie takie, jak powinno. W końcu czuła się już lepiej i zapewniała mnie o tym przez wiele miesięcy. Jednak jej teoria, że nigdy nie czuje się zdrowa, tylko czasem wmawia to sobie, okazała się jak najbardziej prawdziwa.
-Czuję się tak… - zawiesiła głos – jakbym już nigdy nie miała być normalna. Bo teraz właśnie jestem sobą. To jestem ja. Nie ma „zdrowej mnie”. Jestem anorektyczką, ale nie można mnie nazwać chorą. Nie jestem chora. To po prostu ja. Chuda, idealna ja. Nie umiem z tym walczyć, jeśli będę chciała to zniszczyć, zniszczę siebie. Nie możecie mnie wyleczyć. Jeśli zabierzecie mi anoreksję, zabierzecie całą mnie. Nie znam innego życia. – Mówiła. A ja słuchałam. Ze łzami w oczach, gotowa zrobić wszystko, aby jej pomóc. Ale dalej milczałam i tkwiłam w bezruchu. Jej słowa bolały mnie i niemalże rozpruwały od środka. Nie chciałam jej stracić, ale wiedziałam, że to się stanie. – Wiem, że nigdy nie wyjdę za mąż, nie założę rodziny. Wiem, że nigdy się nie zestarzeję. Pogodziłam się z tym dawno temu, ty też musisz. – Kontynuowała, a ja wciąż się nie odzywałam. Siedziałam na wprost niej i patrzyłam się w jej duże, niebieskie oczy. Umierała na naszych oczach i to była prawda. Chociaż chciała, żebym to zaakceptowała – nie mogłam. Nie mogłam pogodzić się ze stratą kolejnej tak ważnej dla mnie osoby.
Ale póki co – dalej żyła. Dalej mimo wszystko się śmiała, dalej wychodziłyśmy na boisko i udawałyśmy, że jesteśmy zawodniczkami NBA, oglądałyśmy filmy dla dorosłych, a potem te dla małych dzieci, obgadywałyśmy celebrytów, kupowałyśmy czasopisma dla nastolatek i dorysowywałyśmy wszystkim wąsy oraz łączyłyśmy im brwi. Raz za pomocą mojej kamery nagrałyśmy filmik jak tańczymy do piosenek Spice Girls, a potem puściłyśmy to Yasmin.
-Tak bawią się dziewczyny w psychiatryku! – Wykrzyczała na końcu filmiku Joan, a moja terapeutka uznała to za całkiem zabawne, chociaż zapewne każda inna osoba z personelu uznałaby to za niestosowne.

*

W Southwood oprócz mnie i Joan nie było innych „stałych” pacjentów, jeśli można tak powiedzieć. Ludzie odchodzili i przychodzili, co jakiś czas kogoś żegnaliśmy, a później na miejsce tej osoby zjawiał się ktoś inny z zupełnie inną historią, mentalnością, inną fazą choroby. Cieszyły mnie te pożegnania, ponieważ za każdym razem, kiedy to się działo wyobrażałam sobie, że też kiedyś będę zdrowa i żegnana przez personel i pacjentów w tak miłej atmosferze. Ale trwało to tylko chwilę, później pojawiał się Głos i wmawiał mi, że przecież NIGDY nie wyjdę z psychiatryka. A jeśli tak – to martwa. Chociaż było to drastyczne tak właśnie się czułam. I nic nie było wstanie tego zmienić. Lata mijały a ja dalej czułam się tak samo. Tak samo odrzucona, tak samo niepotrzebna. Chociaż od śmierci Cindy minął już długi okres czasu dalej nie umiałam się z tym pogodzić – ponieważ właśnie wtedy straciłam sens życia. Powstałam tylko po to, aby jej pomóc, aby utrzymać ją przy życiu. Zawiodłam. Musiałam ponieść karę. Sama ją sobie wybrałam.

Od autorki: mam nadzieję, że rozdział Wam się podobał, jest to już jeden z tych pisany przy piosence, której użyłam również jako tytułu opowiadania, a mianowicie "All too well" od Taylor Swift. Wiem, że dość szybko idę z akcją, ale nie chcę niczego niepotrzebnego przedłużać. Widzę, że coraz więcej osób nie może doczekać się Justina - pojawi się on w rozdziale 8, więc już niedługo.
Przy okazji zapraszam na nowego bloga z opowiadaniem, również z Justinem w roli głównej, którego poznacie już w rozdziale pierwszym, więc dla "spragnionych" Biebera - red-feeling.blogspot.com

18 komentarzy:

  1. Jestem pod wrażeniem. Podoba mi się jak opisujesz jej uczucia, ale proszę niech ona przestanie się ciąć! ;-(
    Taaak! Jeszcze tylko dwa rozdziały i będzie Justin ;-)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Od wczoraj namiętnie sprawdzałam czy aby nie pojawił się rozdział. I dziś po całodziennej męczarni na uczelni bam! Wchodze i moge czytać :3 ciągnie mnie do tej historii jak do żadnej innej chyba. Jak dla mnie równie dobrze Biebera mogłoby nie być wcale i uwielbiałabym ją tak samo!
    Te długie rozdziały w zupełności mnie zaspokajają, ale też pozostawiają chęć czytania dalszych losów.
    Ciekawe co będzie dalej, jeśli coś w rodzaju historii Katniss to znowu wyleję może łez przy ostatnim reodziale. I dobrze :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Przeraziłam się jak ona tymi śrubkami sobie dziury w ciele robiła, straszne to. Fajnie, że tak szybko rozkręciłaś akcję. Naprawdę bardzo się cieszę, że zbliża się rozdział z Bieberem, zastanawia mnie, jak się spotkają. Cóż, będę musiała jeszcze trochę poczekać, a teraz zabieram się za twój drugi blog :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Znowu trafiłam na bloga, w którym opowiadanie napisane jest tylko do szóstego rozdziału, w dodatku genialnego rozdziału! Może ta liczba jest szczęśliwa? Chyba tak.

    Chciałabym również zaprosić do odwiedzenia swojego bloga, do wyrażenia swojej opinii, do zaobserwowania jak się spodoba, by być na bieżąco! - Vicky <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Jesteś cudowna, dziewczyno - cudowna. Ta historia jest niesamowita. Pięknie opisujesz to, co przeżywa główna bohaterka. Nie prawda, że za szybko idziesz z akcją. Blog potrzebuje dynamiki.
    Nie wiem, co mówić dalej, jestem osobą, w której mimo wszystko ciężko wzbudzić wzruszenie, a Ty to zrobiłaś.
    Jestem wierną czytelniczką i taką do końca pozostanę.
    Pozdrawiam ciepło ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. przepraszam za spam, ale chciałam poinformować o nowym rozdziale, a nie ma tu zakładki spamu..
      zapraszam i licze na szczerą opinię :
      http://scars-future.blogspot.com/

      Usuń
  6. zapraszam na 1 http://odnalezc-przeznaczenie.blogspot.com ;D

    OdpowiedzUsuń
  7. DOBRA, JESZCZE DWA ODCINKI I POJAWI SIĘ MÓJ JUSTIN! NAWET NIE WIESZ JAK STARSZNIE NA NIEGO CZEKAM. CZUJĘ, ŻE PRZEZ NIEGO BETHANY SIĘ ZMIENI. że poczuje sens, życia! w końcu, bo na prawdę smutno mi czytając, jak nienawidzi życia i jak dręczy ją ten cholerny głos w głowie.
    pozdrawiam i czekam na kolejny! :*

    OdpowiedzUsuń
  8. pomimo tego, ze jestem fanką Biebera, nie oczekuję aż tak bardzo żeby jak najszybciej pojawił się opowiadaniu. Tutaj nie chodzi o niego. Osobiście nawet nie potrafię określić jakie emocje u mnie wywołuje Twój blog, bo to bardzo trudne... cóż... czuję się po prostu jak Twoja główna bohaterka. przeżywam wszystko tak jak ona, rozmyślam w ten sam sposób co ona... Chyba o to Ci chodziło prawda? Jestem naprawdę ciekawa co będzie się działo dalej. Naprawdę, nie mam pojęcia jaki jest Twój plan na tą historię, ale niezależnie od wszystkiego będę ją czytała z zapartym tchem. tyle. pozdrawiam, buziaki:*** [faulty-heart.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  9. siedzę tutaj zapłakana, prawie nie widząc tego co piszę. włączyłam sobie jeszcze all too well, więc wiesz. boże, to jest piękne. tragiczne a jednocześnie piękne. kocham ♥ jesteś niesamowita.

    OdpowiedzUsuń
  10. NIE POWINNAM, ale kojarzy mi się to trochę z pamiętnikiem narkomanki... czytałam tą książkę z mniejszym zachwytem, bo jak już powtarzałam 425436 kocham Beth, nawet nie wiem dlaczego. i powinnam dostać wciry, bo zaniedbałam czytanie tego bloga. poza tym tak szybko dodajesz te rozdzialy, że nie nadążam! chociaż nie mówię, że to źle :D mam do nadrobienia jeszcze kilka, ale zrobię to w najbliższej przyszłości :) AHA, NO I WYCZEKUJĘ JUSTINA. :DD

    light the fuze

    OdpowiedzUsuń
  11. Powiem CI, że często, czytając twoje opowiadania, czuję się jakbym pogrążała się w ciemnej otchłani, jaką była psychika Bethany - ale jednak nadal lgnę doń, ponieważ już ją pokochałam. Jest tylko jednostką, odrzuconą przez cały świat, a jednak dla mnie już jest osobą bliską.

    OdpowiedzUsuń
  12. zastanawiam się, kto ci robi tła do szablonów? ty sama?
    jeśli tak to przyjmujesz zamówienia ;> ?

    OdpowiedzUsuń
  13. PIERWSZY ROZDZIAŁ NA http://mental-mess.blogspot.com/ MAM NADZIEJĘ, ŻE SIĘ SPODOBA (:
    P.S genialny szablon, a Justin na nim jest taki sjnswh

    OdpowiedzUsuń
  14. oo no to super ! :D
    chciałabym jakiś może dla odmiany kolorowy obrazek z Justinem ;] zdjęcie obojętnie, żeby była w to wplątane zdjęcie nowego jorku albo jakaś tablica z tym napisem, wiesz o co mi chodzi? resztę zostawiam twojej wyobraźni ;3

    OdpowiedzUsuń
  15. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  16. heej to znowu upierdliwa ja :D
    świetny ten obrazek, ale jak chce go wstawić w htmlu a nie jako tło to mi go ucina jest troche za szeroki, mogłabyś mi go zrobić w wymiarach 1342x706 ? w tedy by pasował

    OdpowiedzUsuń
  17. hm, mam totalnie mieszane uczucia, kiedy czytam to opowiadanie. ogólnie ostatnio nie przepadam za historiami, które mają w sobie dużo dramatu, ale to nawet nie chodzi o to... jak czytam te fragmenty, co ona opisuje to, jak zadaje sobie rany... aż mi sie niedobrze robi, a powinnam być uodporniona, bo oglądałam już tyle horrorów, że takie coś już nie powinno na mnie działać, ale jednak... zawsze kiedy czytam takie coś w głowie mam myśl, że przeciez na świecie jest tyle osób, ktore postępują właśnie w ten sposób... żal mi ich, nawet nie szkoda, ale po prostu żal. a co do biebera... jakoś mi nie przeszkadza, to ze go nie ma ^^

    OdpowiedzUsuń