25
dzień października 2008r.
Trudno mi było zapanować nad samą
sobą podczas gdy Głos w mojej głowie niemalże rozrywał mi czaszkę od środka.
Nie umiałam spać, jedzenie z trudem przechodziło mi przez gardło, a obraz przed
oczami często zamazywał się na tyle mocno, że nie byłam w stanie dostrzec tego,
co stało kilka metrów przede mną.
-Może powinnaś wrócić do Southwood
– powiedziała niepewnym tonem Kathryn. Wiedziała, że nie spodoba mi się ten
pomysł, w końcu zostały mi jeszcze cztery dni na przepustce, które miałam
zamiar wykorzystać w jak najlepszy sposób.
-Nie ma takiej opcji – pokiwałam
przecząco głową. Nie chciałam tam wracać, znów bym się załamała. Nie po to
wypuścili mnie na cały tydzień, żebym wracała już po trzech dniach skarżąc się
na swoje życie. Szpital mnie przytłaczał, momentami żałowałam, że zgodziłam się
na kolejną półroczną terapię, jednak chciałam być w pełni zdrowa, do tego
lekarze bardzo na mnie naciskali. – Wszystko zaczyna się powoli układać, Głos
to nic takiego, umiem sobie z nim radzić – wytłumaczyłam, na co Kat pokiwała
tylko lekko głową na znak zrozumienia. Wiedziałam jednak, że nie jest
przekonana co do mojej decyzji.
Ja w przeciwieństwie do niej
zdawałam sobie sprawę z tego, że mam rację. Moje życie przez te trzy dni
całkowicie się zmieniło – moje poglądy na wiele spraw, mój charakter. Wszystko
dookoła mnie wydawało się być takie, jak powinno. Leslie, podobnie jak Kate,
była jedną z najbardziej radosnych osób, jakie poznałam. Tak samo było z
Justinem. Trudno było mi ich nazwać przyjaciółmi, ponieważ wątpię, że nasze
relacje były na tyle bliskie, aby określić ich tym słowem. Stali się dla mnie
jednak czymś w rodzaju odskoczni od rzeczywistości. Dalej nie powiedziałam im
prawdy, udawałam normalną dziewczynę, bez większych życiowych problemów, a oni
niczego się nie domyślali. Być może nie postępowałam tak, jak powinnam, jednak
po wielu latach w końcu czułam się wolna. Czułam się wyzwolona i tak bardzo
spodobało mi się to uczucie, że zaczęłam obsesyjnie martwić się o to, co
stałoby się, gdyby których z moich nowych znajomych dowiedział się, że ich
okłamuję.
Taka właśnie byłam. Popadałam ze
skrajności w skrajność. Dostałam czego chciałam, a mianowicie akceptację
rówieśników i tak bardzo to pokochałam, że myśl o tym, iż mogłabym wszystko
zaprzepaścić przyprawiała mnie o mdłości. Za każdym razem, kiedy z ust Justina
albo Leslie padało pytanie dotyczące szkoły, czy tego, gdzie dokładniej
mieszkam, czułam dziwny ucisk w żołądku. Często udawało mi się uniknąć
odpowiedzi, czasami zmuszona byłam kłamać. Wywoływało to u mnie ogromne
poczucie winy, które bywało tak silne, że miałam ochotę po prostu przeprosić za
swoje zachowanie i na dobre pożegnać się ze swoimi nowymi znajomymi polecając
im szybkie zapomnienie, że ktoś taki jak ja kiedykolwiek istniał.
Zapach mandarynek zawsze kojarzył
mi się ze świętami, oraz czasem z pozoru dla wszystkich najlepszym w roku.
Wtedy, pod koniec października, byłam pewna, że będzie on przywoływał mi na
myśl Leslie. Był to mianowicie zapach, który poczułam zaraz po przekroczeniu
progu w drzwiach domu dziewczyny. Szeregowiec zamieszkiwany był przez wiele
rodzin, jedną z nich była rodzina Nelson. Leslie była najstarszą z trójki
rodzeństwa, wychowywała się ze swoimi braćmi w tamtym miejscu od urodzenia. Ich
rodzice, chociaż zamożni, żyli skromnie. Nikomu nic nie brakowało, mieli
wystarczająco dużo pieniędzy na opłacenie rachunków, utrzymanie domu, kupno
niezbędnego sprzętu AGD oraz nowych, markowych ubrań. Wszystko to sprawiło, że
rodzina mojej nowej znajomej stała się dla mnie przykładem rodziny idealnej.
-Jak miałam dziesięć lat – zaczęła
mówić Leslie, kiedy usiadłyśmy na kanapie w salonie. Justin od razu po zajęciu
swojego miejsca wziął do ręki pilota i zaczął skakać po kanałach tak szybko, że
zdziwiło mnie, jak w jest w stanie zorientować się, co właśnie puszczają na
danej stacji. Zatrzymał się dopiero na MTV, po czym zaczął pożerać wzrokiem
wijącą się na ekranie wokalistkę o długich blond włosach – wymyślałam z kuzynem
różne, dziwne zabawy. Naszą ulubioną był zjazd na czas po schodach – dziewczyna
wskazała palcem na przedpokój, w którym znajdowały się ciemne, dosyć strome
schody prowadzące na górę. – Na początku zjeżdżaliśmy na materacach, ale potem
uznałam, że tylko mięczaki tak robią.
Justin po słowach brunetki oderwał
na chwilę wzrok od telewizora i skierował go na nas.
-Biedy Cory do dzisiaj ma problemy
z chodzeniem – zaśmiał się Justin, a Leslie mu zawtórowała.
-Złamał sobie kość ogonową, a ja
mam dożywotni zakaz używania mojej wyobraźni do kreowania podobnego typu zabaw
– dziewczyna uniosła lekko w górę lewy kącik ust i wzruszyła ramionami.
-Byłaś dziwnym dzieckiem –
skwitował brunet posyłając przyjaciółce wymowne spojrzenie. Ich relacja w
dziwny sposób zachwycała mnie. Od zawsze byłam jedną z tych osób, której
przyjaźń damsko męska wydawała się czymś niemożliwym. Z Justinem i Leslie było
inaczej. Znali się od przedszkola, zawsze trzymali blisko siebie, a dziewczyna
wyznała mi, że nigdy nie pomyślała o swoim przyjacielu, jako o przystojnym
chłopaku, który mógłby jej się podobać. Chociaż, jak później się dowiedziałam,
w wieku trzynastu lat mieli się nieco ku sobie, to jednak po pierwszym
pocałunku wybuchli śmiechem i uznali, że to nigdy nie mogłoby się udać.
-Uważaj na słowa Revens, wiem o
tobie więcej, niż wszyscy inni – powiedziała tajemniczym głosem Leslie wyciągając
palec wskazujący w stronę bruneta. Chłopak wzruszył tylko ramionami w geście
rezygnacji i ponownie przeniósł swój wzrok na ekran telewizora.
~*~
Starając się skupić odchyliłam
głowę lekko do tyłu i zamknęłam oczy. Powietrze było gęste i wilgotne, każdy podmuch
wiatru niósł ze sobą zapach z ulicy, czyli mieszaninę spalin oraz woń
wydobywającą się z licznych budek serwujących niezdrowe jedzenie. Ciemne chmury
całkowicie przysłoniły słońce, więc mimo, iż była dopiero trzecia w południe na
dworze panował półmrok. Drażniące dźwięki dobiegały do moich uszu ze wszystkich
stron, jednak czułam się spokojna, ponieważ nie wyczuwałam obecności Głosu w
swojej głowie.
Tkwiłam w tej pozycji przez dobre
kilkanaście minut, aż w końcu poczułam, jak drętwieją mi poszczególne partie
ciała. Miałam wrażenie, że miliony mrówek maszerują po mojej skórze, że wchodzą
mi pod ubranie. Chcąc pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia podniosłam się do
pozycji stojącej i rozejrzałam powoli dookoła.
Dach, na którym się znajdowałam,
należał do klubu fitness, miejsca pracy Kathryn. Był czwartek, a ja, nie mając
innego ciekawego zajęcia postanowiłam zrelaksować się w tym oto miejscu.
Wentylator, który znajdował się za mną lekko podwiewał do góry moją kurtkę i
wprawiał włosy w nieład.
Melancholia, jaka zawładnęła moim
ciałem, oraz stan nieważkości, który ogarniał mnie całą sprawił, że zrobiłam
coś, co na zawsze zmieniło moje dalsze życie. Całkowicie wyciszając swoje myśli
podeszłam powolnym krokiem do krawędzi budynku. Nabrałam dużą ilość powietrza to
płuc, aby później powoli je wypuścić. Spojrzałam w dół i poczułam, jak moje
serce przyśpiesza. Znajdowałam się na czwartym piętrze, gdybym zrobiła o jeden
krok więcej do przodu w przeciągu kilku sekund znalazłabym się na samym środku
ruchliwej ulicy.
Jeśli nie zabiłaby mnie siła
upadku, zapewne potrąciłby mnie rozpędzony samochód. Zginęłabym na miejscu,
jeden z przechodniów lub kierowców najprawdopodobniej zadzwoniłby na pogotowie.
Możliwe, że ktoś próbował by mnie resuscytować. Dookoła zebrałby się tłum gapiów,
byliby w szoku, wołali o pomoc. Zadawaliby pytania: czemu to zrobiła i kim
jest? Kathryn wyszłaby na zewnątrz widząc zamieszanie, zobaczyłaby mnie leżącą
na ziemi, twarzą do góry lub do dołu, wygiętą w nienaturalnej pozycji. Miałabym
oczy zamknięte, lub przeciwnie – szeroko otwarte. Po przyjeździe karetki
lekarze stwierdziliby zgon. Spisaliby zeznania, szukali światków i
potencjalnych winnych. Jednak Kat wyszłaby przed tłum i powiedziała:
-Sama to zrobiła, proszę nie
wszczynać śledztwa – przerwałaby na chwilę. – Znam ją, jestem jej ciotką.
Leczyła się szpitalu psychiatrycznym, wyszła na przepustkę. Myślałam, że
wszystko już jest w porządku – wydusiłaby z poczuciem winy w głosie. Ludzie
patrzeliby na nią ze współczuciem, może ktoś próbowałby ją pocieszyć, lub
dzieliłby z nią ból i łzy mimo, że nawet mnie nie znali.
-Bethany? – usłyszałabym znajomy mi
głos. Otworzyłabym oczy i zobaczyłabym swoją najlepszą przyjaciółkę Joan. Na
jej twarzy malowałoby się zdziwienie, ale również i radość nie do opisania. Włosy
miałaby rozpuszczone, policzki zapadnięte, a skórę bladą, kolorem
przypominającą śnieg. Jednak jej twarz dalej byłaby piękna, usta byłyby różowe,
a oczy niebieskie – pełne blasku i tańczących iskierek. Ubrana by była w swoją
ulubioną, czerwoną sukienkę w czarne grochy, która idealnie przylegałaby do jej
wychudzonego ciała.
Rzuciłabym się jej na szyję,
płakałabym ze szczęścia, a ona razem ze mną. W końcu nie widziałyśmy się przez
tyle miesięcy. Tyle ją ominęło, musiałam jej o wszystkim opowiedzieć. Oczywiście
zaczęłabym od Kate, Joan cieszyłaby się, że znalazłam sobie kogoś takiego, jak
ona. Jednak najbardziej wzruszyłaby się, kiedy zaczęłabym opowiadać jej o
Leslie oraz Justinie.
-Muszą być naprawdę dobrymi
przyjaciółmi – powiedziałaby, a ja przytaknęłabym skinieniem głowy. – Wybacz –
poprawiłaby się. – Musieli być – dodałaby po chwili, a pomiędzy nami zapadłaby
długa, głucha cisza.
-Masz rację – odezwałabym się po
kilku minutach. Upozorowałabym uśmiech i udawała, że wcale za nimi nie tęsknię.
Że nie tęsknię za Kathryn, która najprawdopodobniej właśnie opłakiwała moją
śmierć, że nie brakuje mi roześmianej Kate, czasami aroganckiej Leslie, oraz
ślepo zapatrzonego w różnego rodzaju sporty Justina.
Przecież tak dobrze mi szło, czułam
się szczęśliwa. Śmiałam się, miałam ochotę tańczyć i słuchać wesołej muzyki. Z
zapałem brałam się do nauki, nagrywałam na kamerę swoje przemyślenia i
pokazywałam je Yasmin, która była zachwycona poprawą mojego stanu psychicznego,
podobnie jak pozostali terapeuci.
-Nie płacz – Joan położyłaby rękę
na moim ramieniu i starałaby się mnie pocieszyć. – Przecież teraz wszystko
będzie lepsze – powiedziałaby, a ja wyczułabym w jej głosie nutkę niepewności.
-Przepraszam – wyszeptałabym
spoglądając kątem oka na swoją przyjaciółkę.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że nie
patrzę się na Joan, tylko na samą siebie. Na swoje lustrzane odbicie.
Zrób
to. Widzisz, jak może być idealnie? Usłyszałam Głos huczący w mojej głowie.
Otworzyłam oczy.
Stałam na dachu budynku, dłonie
miałam zaciśnięte w pięści tak mocno, że paznokcie wbijały mi się w skórę.
Wiatr lekko rozwiewał mi włosy, po kilku sekundach zdałam sobie sprawę, że
pojedyncze krople deszczu spadają mi na twarz. Spojrzałam do góry na granatowe
niebo i uśmiechnęłam się pod nosem. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i
wycofałam się kilka metrów do tyłu.
Wtedy poczułam coś naprawdę
dziwnego. Pustkę. Miałam wrażenie, że wszystko dookoła mnie na chwilę zamarło,
by po paru minutach ponownie ożyć.
Nie było Go. Już Go nie czułam.
Byłam zdolna samodzielnie myśleć, moja wyobraźnia w mgnieniu oka zaczęła
tworzyć rozmaite obrazy w których widziałam siebie siedzącą w salonie
wielkiego, nowoczesnego domu. Widziałam Kate wychodzącą z przymierzalni w
centrum handlowym, Kathryn stojącą w kuchni i męczącą się z wieczkiem od
słoika, Justina przełączającego programy w telewizji z kamiennym wyrazem
twarzy, oraz Lesie rzucającą piłkę do kosza.
-Bethany? – na dźwięk swojego
imienia odwróciłam się gwałtownie do tyłu. – Kathryn mówiła, że tu będziesz –
Justin uśmiechnął się w moją stronę podchodząc bliżej.
-Coś się stało? – zapytałam
niepewnym tonem.
-Nie, nic – zaśmiał się nieco zbity
z tropu. – Po prostu skróciłem sobie trochę lekcje – dodał wzruszając
ramionami.
-Chyba nie powinieneś – skarciłam
go wiedząc, że to już drugi raz w tym tygodniu. Chłopak posłał mi wymowne
spojrzenie, na co odpowiedziałam tylko krótkim westchnięciem.
-Chciałem się zapytać, czy robisz
dzisiaj coś ciekawego. Bo jeśli nie, to może poszłabyś ze mną na walkę? – zadał
pytanie unosząc jedną ze swoich brwi do góry, co miał w zwyczaju robić, kiedy
próbował się komuś przypodobać.
-Może być – odpowiedziałam z
uśmiechem malującym mi się na ustach. Mimo wszystko dalej czułam się nieco
wstrząśnięta tym, co rozegrało się przed paroma minutami w mojej głowie. Przez
pewien czas zdawało mi się, że nie były to tylko niepozorne myśli, lub moja
wyobraźnia, ale coś, co naprawdę się wydarzyło. Przetarłam palcami oczy
starając się wymazać szybko z pamięci obraz wychudzonej twarzy Joan i
westchnęłam na tyle cicho, że stojący kilka metrów przede mną szatyn nie był w
stanie nic usłyszeć.
-Coś jest nie tak? – zapytał mimo
wszystko widząc mój wyraz twarzy. Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Tak. Nie.
Nie jestem pewna. Kilka minut temu byłam martwa.
-Chyba trochę źle się czuję, to
przez pogodę – wyjaśniłam posyłając chłopakowi niewyraźny uśmiech. Po tych
słowach poczułam nieprzyjemny ucisk w brzuchu który najprawdopodobniej
spowodowany był ogromnym poczuciem winy. Justin nawet nie zdawał sobie sprawy z
tego, co miałabym ochotę teraz powiedzieć. Nie wiedział o niczym, a ja kolejny
raz go okłamałam i pokazałam, że wcale nie jestem tą silną osobą, za którą
ostatnimi czasy się uważałam.
-Może lepiej wejdziemy do środka? –
zaproponował uświadamiając mi tym samym, że z nieba coraz częściej zaczynając
spadać krople deszczu.
W odpowiedzi pokiwałam tylko lekko
głową i udałam się za chłopakiem w stronę schodów ewakuacyjnych, które były
jedyną drogą prowadzącą na dach budynku. Schodząc na dół po stromych stopniach
czułam, jak robi mi się gorąco. Równie dobrze mogłabym znajdować się w tedy w
saunie lub na samym środku Sahary w Afryce ubrana w zimową kurtkę i nie
odczułabym żadnej różnicy. Suchość w gardle doprowadzała mnie do szału, a
zapach stęchlizny unoszący się w powietrzu w wąskim korytarzu sprawiał, że
robiło mi się niedobrze.
-Chyba mi nie powiesz, że to tylko
przez pogodę – zaśmiał się Justin, kiedy znaleźliśmy się u wylotu ciągnącego
się niemal w nieskończoność pomieszczenia. Spojrzałam na chłopaka, który po
chwili przybrał nieco poważniejszy wyraz twarzy i czekał na moją odpowiedź.
-Naprawdę, wszystko jest w porządku
– skłamałam starając się wymusić uśmiech. – Nie mów mi, że nigdy nie miałeś
gorszego dnia – powiedziałam rozbawiona starając się rozluźnić napiętą
atmosferę, jaka pomiędzy nami powstała.
-Żeby tylko jeden raz… - przyznał
Justin. – Ale czasami warto z kimś o tym pogadać, prawda?
-Są sprawy o których lepiej nie
rozmawiać – powiedziałam ściszonym głosem i zaśmiałam się nerwowo. Błagam,
skończmy ten temat, pomyślałam mając ochotę wypowiedzieć te słowa na głos.
Męczyło mnie ciągłe udawanie i chociaż mogłabym wszystko rozwiązać i uwolnić
się od niechcianego uczucia poprzez wyznanie prawdy – bałam się. Nie chciałam
ponownie zostać przez kogoś odrzucona, nie chciałam czuć się tak, jak po tych
wszystkich incydentach związanych z prześladowaniem w szkole czy chociażby po
opuszczeniu sądu w dniu, w którym mój ojciec wyrzekł się do mnie wszelkich
praw.
Jesteś kretynką, skarciłam sama
siebie w myślach. I wtedy zdałam sobie sprawę z kolejnej rzeczy – na myśl
przyszła mi ta dziwna pustka panująca w mojej głowie, którą poczułam na dachu
budynku. Tym razem nie usłyszałam Głosu, tylko coś, nad czym byłam w stanie
zapanować. Nie pojawiło się to znikąd,
tylko w stu procentach świadomie skarciłam swoje zachowanie i tok mojego
rozumowania.
Już wiele razy miałam mętlik w
głowie, jednak nigdy wcześniej nie czułam czegoś takiego. Radość? Bo w końcu
najprawdopodobniej mój prześladowca zniknął. Rozczarowanie? Mimo wszystko Głos
był dla mnie pewnego rodzaju wsparciem przez tak wiele miesięcy. Zaskoczenie?
Czemu stało się to akurat wtedy, na dachu, chwilę po tym, jak ocknęłam się z
tego dziwnego stanu, którego opisanie przychodzi mi z taką trudnością?
Walczyłam z Nim od tak dawna, a zniknął w najmniej spodziewanym momencie, w
ciągu sekundy, być może nawet w chwili, kiedy najbardziej Go potrzebowałam.
Mogłam wtedy skoczyć, wiedziałam o tym. Gdyby powiedział mi, że mam to zrobić –
zrobiłabym. Tak jak robiłam to wtedy, kiedy namawiał mnie do samookaleczania.
-Co dokładnie masz na myśli? –
zapytał Justin wyrywając mnie z namyślenia. Spojrzałam na niego zaskoczona nie
wiedząc, co mam odpowiedzieć.
-Już nic – powiedziałam w końcu
mocniej naciągając rękawy mojej poprzecieranej kurtki na dłonie.
~*~
Od autorki: jakoś udało mi się coś napisać, nie wiem, czy rozdział mi się udał, przewidywałam, że wyjdzie mi coś innego, ale niestety nie wyszło. Jak widzicie, z Bethany coraz lepiej, co oczywiście nie znaczy, że to koniec tej historii. Mimo wszystko mam dla Was małą ciekawostkę, chcę wiedzieć, co o tym myślicie - nie planuję napisać więcej niż 20 rozdziałów tego opowiadania, możliwe, że około 15, ale za to chciałabym napisać kontynuację, mam już nawet jej lekki zarys w głowie. Dlatego chciałam zapytać, czy myślicie, że pisanie drugiej części się opłaci, czy na siłę nie przeciągać i zakończyć opowiadanie po kilkunastu rozdziałach?
I jeszcze jedna WAŻNA rzecz - postanowiłam nie pisać więcej red-feeling, uznałam, że nic mi z tego nie wyjdzie. Ale za to założyłam nowego bloga z opowiadaniem: no-signature.blogspot.com, jest to coś zupełnie innego, nigdy nie pisałam niczego podobnego i chciałabym się sprawdzić. Na razie opublikowałam bohaterów i prolog, więc zaglądajcie i piszcie, czy Wam się podoba.
Po pierwsze rozdział wyszedł Ci rewelacyjnie.! :)
OdpowiedzUsuńPo drugie ja chcę abyś napisała drugą część.! :)
Po trzecie chętnie przeczytam twoje nowe opowiadanie.! :)
Po czwarte czekam na następny rozdział.! :)
rozdział wyszedł ci świetnie. brak mi słów. ja jeste za drugą częścią, więc pisz ją pisz!
OdpowiedzUsuń+zapraszam na swojego nowego bloga: uprowadzona.blogspot.com ;)
yup, pisz kolejną część bo opowiadanie jest świetne *-* cieszę się że z Bethany, już coraz lepiej :3
OdpowiedzUsuńNie ma głosu w jej głowie, to duże pocieszenie, choć miałam mieszane uczucia co do tego gdy wyobrażała sobie swoją śmierć. Tak łatwo jej to przyszło ;-(
OdpowiedzUsuńCzyżby Justin zarywał do Beth? heh
Kontynuacja, o tak! <3
[stranger-bieber]
Jak zwykle kończę czytać rozdział oczarowana tym, co napisałaś. Ile ja bym dała, by móc tak pięknie opisywać walki wewnętrzne bohaterów, a moment na dachu - niesamowity, coś wręcz cudownego!
OdpowiedzUsuńZ Bethany coraz lepiej, trzymam za nią kciuki!
Ach i odpowiadając na Twoje pytanie: rozdział na moim blogu pojawi się dziś albo jutro wieczorem :)
O tak! Fajnie by było gdybyś kontynuowała to opowiadanie, gdyż jest naprawdę genialne! A poza tym teraz chyba wszystko już się ułoży, ale nie chciałabym za szybko się cieszyc, bo jak to w życiu bywa, wszystko może się jeszcze zdarzyc, ale jestem dobrej myśli i czekam na kolejny rozdział, a teraz zabieram się za czytanie twojego nowego opowiadania. Pozdrawiam i życzę weny! + zapraszam do siebie, byłoby miło gdybyś zajrzała.
OdpowiedzUsuńescape-from-love.blogspot.com
wrong-feeling.blogspot.com
świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńdługi i przemyślany, chyba najlepszy jak dotąd!
Podoba mi się to, ze z Bet jest teraz lepiej, ale liczę na jakiś fajny zwrot akcji! I jeszcze ten Justin, no po prostu miazga!
A co do tego, co napisałaś u mnie czytalam icantstop wiele razy, lubię do niego wracać, bo to najlepsza historia jaką czytalam!
jak zawsze świetny. cieszę się, że z bethany coraz lepiej :) i oczywiście opłaca się pisać drugą część! czekam na następny <3
OdpowiedzUsuńJak na razie przeczytałam tylko 4 rozdziały, jest pozna godzina dlatego tez tak mało ale obiecuje, ze przeczytam resztę. Opowiadanie świetne, mam nadzieje ze zdajesz sobie z tego sprawę jaka jesteś niesamowita w pisaniu *.*
OdpowiedzUsuńhttp://believeinlies.blogspot.be/
Wpadnij do mnie, gwarantuje wiele emocji, a jakich to już sama ocenisz. Zapraszam do obserwatorów i komentowania <3
swietny rozdzial, zaparaszam tez do siebie
OdpowiedzUsuńhttp://1directiondreaming.blogspot.no/
mam nadzieje ze sie spodoba, z gory dziekuje i licze na opinie <3
Justin w tym rozdziale mi się strasznie spodobał, tym bardziej, że z Bethany coraz lepiej.. Ogółem rozdział mi się spodobał, długi i wciągający. To, że chcesz przedłużyć to opowiadanie jest świetnym pomysłem, bo dajesz czytelnikom dużo radości przy czytaniu rozdziałów :)
OdpowiedzUsuńPrzepraszam na spam, ale postanowiłam poinformować cię o reaktywacji bloga www.calm-island.blogspot.com, zapraszam : )
OdpowiedzUsuń+ nie masz zakładki spam, więc jeżeli uraziłam cię publikując tu, pod rozdziałek, usuń, nie będzie problemu : )
ROZDZIAŁ PIERWSZY NA http://uprowadzona.blogspot.com
OdpowiedzUsuńtak mi się zdaje że ona się uwolniła od tego Głosu, a teraz ją Juju jeszcze zaprosił. omomomo *_* zapraszam do siebie www.canadianswagbieber.blogspot.com
OdpowiedzUsuńhttp://believeinlies.blogspot.be/
OdpowiedzUsuńPojawił się kolejny rozdział, mam nadzieje, ze wpadniesz <3
Powiem szczerze, że jestem zachwycona. Najbardziej spodobał mi się fragment pełen przypuszczeń Bethany. Poczułam pewną pustkę, gdy zechciała opuścić dotychczasowe życie, jakbym sama rozważała, czy jest sens zostawiać tych, których kocham by odejść. Tekst naprawdę wciąga, a sposób w jaki piszesz... naprawdę powala na kolana! Czasami, aż brak mi słów, by określić, jak bardzo podoba mi się, czy zachwyca mnie to, co piszesz. Czekam z niecierpliwością na coś nowego!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji dodałam rozdział dwudziesty drugi na jedna-chwila-jb.blogspot.com :)
Rodział świetny. Coraz bardziej mnie wkręca twoje opowiadanie.;) Czekam na NN. Fajnie, że Bethany dochodzi już do siebie. Jestem ciekawa wątków jej i Justina ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do mni. Byłoby miło gdybyś zajrzała;) http://i-am-a-victim-of-your-smile.blogspot.com/
serdecznie zapraszam na drugi rozdział + liczę na opinię ;) http://uprowadzona.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńprzepraszam za spam pod rozdziałem ale nie wiedziałam gdzie go zostawić.
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział http://blind-way.blogspot.com/ Liczę na szczery komentarz, bo opinia innych jest dla mnie bardzo ważna.
Bardzo przepraszam za spam, jednak trzeba od czegoś zacząć, nieprawdaż?
OdpowiedzUsuńVivianne Brown ma szesnaście lat, czekoladowe włosy i oczy bardziej żółte niż bursztynowe. Razem z rodzicami przeprowadza się do małego miasteczka w Kanadzie - Stratford.
Inna od wszystkich, najlepiej czująca się na łonie natury, stara się o pracę w pobliskim barze szybkiej obsługi, by zarobić na niezbędny jej do funkcjonowania samochód. Jednak po drodze spotyka wiele przeszkód, które odmieniają ją na zawsze. Poznaje tajemnice wielkiego lasu otaczającego jej dom, staje twarz w twarz ze stworzeniami, które z naukowego punktu widzenia są tylko zmyślonymi bajkami.
Zapraszam na http://wild-young-other.blogspot.com
[Spam]
OdpowiedzUsuńSilniejsza osobowość - silniejsze cierpienie, straszniejsze upadki, większa amplituda przeżyć. Być silnym - to boli.
Chciałabym zaprosić Cię na moje opowiadanie przedstawiające historię Justina Biebera oraz Ebony Crawford. Akcja rozgrywa się w Los Angeles a ich życie jest normalne – do czasu. Czeka ich wiele rozczarowań, przeżyć i wspomnień. Mam nadzieję, że będziesz chciała śledzić ich losy.
Zapraszam serdecznie :*)
www.badboymeetsdevil.blogspot.com
Zostałaś nominowana do Libster Award! Znajdziesz więcej informacji na moim blogu pod najnowszym rozdziałem <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
Hej. Świetny blog, wprost uwielbiam go. Rozdział - genialny jednym słowem, nic dodac, nic ując. *__*
OdpowiedzUsuńPs. Zapraszam na swojego bloga. Znajduje się na nim opowiadanie w, którym udział bierze między innymi postac Justina Biebera. Właśnie pojawił się nowy, długo wyczekiwany rozdział :)
http://one-event-jb.blogspot.com/
nowy rozdział na http://www.uprowadzona.blogspot.com mogę liczyć na komentarz? ; )
OdpowiedzUsuńNOWY ROZDZIAŁ. LICZĘ NA OPINIĘ http://uprowadzona.blogspot.com
OdpowiedzUsuńzapraszam na moje opowiadanie , liczę że zostawisz po sobie komentarz a jeśli spodobał ci się mój blog to zaobserwuj :)
OdpowiedzUsuńhttp://neversayneveruntilyoutry.blogspot.com/
nowy rozdział http://uprowadzona.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńzostałaś nominowana przeze mnie do The Versatile Blog. zasady znajdziesz u mnie na blogu :3
OdpowiedzUsuń